środa, 14 września 2011

Lekcje w szkołach państwowych

W tym tygodniu postanowiliśmy odwiedzić kilka szkół, które utrzymują się włącznie ze środków finansowych pochodzących od państwa. Dodatkowo naszych działań nie ułatwiają padające prawie nieustająco od kilku dni monsunowe deszcze. Do każdej ze szkół braliśmy dzieci z naszego przedszkola, aby mogły zobaczyć odmienne warunki nauki.
Szkoły różnią się dalece od tych w Polsce, zarówno jeżeli chodzi o ich wygląd jak i zachowanie samych uczniów. W szkole SOS Village, w której jesteśmy niemal codziennie, czuje się niesamowitą atmosferę chęci do pracy i uśmiechu. Dzieci  noszą takie same mundurki szkolne. Jedyną rzeczą, którą dzieci mogą się wyróżnić pośród innych to czerwona chusta i metalowa odznaka wprowadzona przez laoszańską komunistyczną organizacje młodzieży. Czerwona chuste otrzymuje sie za dobre zachowanie w szkole. Tym samym nie widać, które dziecko jest z lepiej sytuowanej rodziny, z tej biedniejszej czy też jest sierotą. Dzieci po zajęciach same sprzątają swoją klasę, a każda klasa ma wydzielony sektor zieleni szkolnej i chodników. Ich zadaniem jest utrzymywanie w tym miejscach ładu i porządku. Dzieci same garną się do pracy. Nikt ich do tego nie zmusza.  Podczas lekcji wszystkie dzieci siedzą grzecznie i cicho. Panuje tutaj szacunek do nauczycieli, pracowników szkoły wszystkich szczebli i na przykład nauczycieli z zagranicy jak my. Dzieci wymawiają na powitanie tradycyjne „sabadii” i kłaniają się ze złączonymi dłońmi. Podczas przerw słychać śpiewy i zobaczyć można tradycyjne tańce wykonywane przez samych uczniów – Michał uczył się jednego z nich wywołując salwy śmiechu u wychowanków i pracowników szkoły.

W szkołach na obrzeżach miasta, w których uczyliśmy sytuacja wygląda zdecydowanie gorzej. Rolę dzwonka pełni samochodowa felga zawieszona na starym łańcuchu motocyklowym. Nauczyciel uderza w niego kawałkiem stalowego pręta obwieszczając początek i koniec lekcji.  Przez porę deszczową wszędzie stoi woda , o  różnej głębokości. Dzieci, aby dojść do klas czy też do stołówki i sklepiku przypominające te miejsca tylko z nazwy, muszą brnąć po łydki w wodzie i błocie. Klasy to rozsypujące się murowane ściany i blaszany dach. Ławki i krzesła oraz tablice noszą ślady wieloletniego użytkowania i wszechpanującej wilgoci. Jednak same dzieci pomimo panujących warunków są uśmiechnięte i z chęcią zabierają się do nauki. Ciekawym aspektem są młodzi mnisi uczęszczający do szkół. Siedzą wśród uczniów  w tradycyjnych szatach.

Jednak ciągle w oczy rzucają się braki sprzętowe i naukowe. Nauczyciel języka angielskiego powiedział nam, że marzy o jednym (jednym!!) ilustrowanym słowniku. Chciałby nawet kupić ten podręcznik sam, ale nie wystarcza mu na to jego pensja – około 70 $ miesięcznie. Książki, które ma szkoła jak i te posiadane przez uczniów to wieloletnie woluminy przechodzące z rąk do rąk. Tutaj, aż do głowy ciśnie się sytuacja, gdzie rodzicie w Polsce muszą wydać rok rocznie po kilkaset złotych na nowiutki komplet podręczników, gdzie kupno podręcznika używanego to podobno zbrodnia na edukacji i rozwoju uczniów.
Pomimo  mało sprzyjających warunków codziennie jesteśmy w naszych przedszkolu , a  co drugi dzień w szkole SOS Village. W popołudnia wolne odwiedzamy okoliczne szkoły, by przeprowadzić lekcje oraz zobaczyc ich sytuacje i potrzeby. 

Dyrektor wolajacy na przerwe



W porze deszczowej zalane szkoly to codziennosc.




Szkolny dzwonek


















Nauczyciele na drugim sniadaniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz