Trochę o naszych znajomościach na miejscu. Cały nasz kontakt z Laosem zaczął się już Mongolii!! Poznaliśmy tam parę sympatycznych francuzów, którzy spędzili w Laosie prawie dwa lata. Przekazali nam oni kontakty do ludzi w Vientiane. Jedna z nich - studentka, bardzo ucieszyła się na wiadomość o naszej chęci pomocy w Laosie. To właśnie ona odebrała nas z dworca , ona zakwaterowała nas w pobliżu przedszkola "Little Star School". Ona poznała nas z dyrektorką przedszkola. To właśnie Nok - dyrektorka przedszkola bardzo pozytywnie nas przyjęła. Zapewniła nam mieszkanie (o naszych warunkach mieszkaniowych w najbliższym poście) oraz objęła iście matczyną opieką. Poznaliśmy już jej całą rodzine (a jest tej rodziny około 30 osób). Niemal co drugi dzień gdzieś nas zabiera, jemy kolacje z jej rodziną. Śpiewamy razem piosenki. Uczymy się tradycyjnych tańców, próbujemy różnych laotańskich przysmaków, których w sklepach czy przewodnikach próżno szukać. Czujemy się jak u siebie w domu.
A teraz trochę informacji o stolicy. Typowe infromacje czy wiadomości można przeczytać w przewodniku. Dlatego te informacje pominę, a postaram się skupić na opisaniu prawdziwego życia tego spokojnego miasta. W Vientiane żyje około 1,5 do 2 mnl ludzi (dokładnej liczby nikt nie zna), a liczba ta stanowi 1/3 populacji całego kraju!!! Powierzchnia Laosu to niemal połowa powierzhni Polski.
Właściwie typowy wygląd miasta bliski europejczykowi ogranicza się tylko do centrum miasta. Jest ono stosunkowo małe. Co chwila pośród drzew i palm pojawiają się budynki w stylu kolonialnym. Wzdłuż dwóch głównych ulic pojawiają się restauracje z europejskich jedzeniem, kawiarnie, bary czy inne przybybki europeojskiej kultury. Jednak o godzinie 24.00 wszystko jest już zamknięte.
Nocne życie stolicy to właściwie wieczorne życie. Ludzie rozsiadają się w różnych miejscach by spożyć późny obiad lub kolacje. Segregacje spożywanych posiłków i miejsc, wprowadza jak to w życiu bywa zasobność portfela. Jedni jedzą zupe z makaronem lub ryżem za 2,5 zł, inny jedzą hamburgera za 12, lub wołowinę za 15 zł. Wszystkie puby czy bary pustoszeją już o 23. Nawet jeżeli zabawa gdzieś trwa w najlepsze (a byliśmy w typowej knajpce lao jako jedyni europejczycy) wszyscy rozchodzą się przed północą. A jaką muzykę słuchac w takich miejscach? Jeżeli chodzi o muzykę przez nas nazwaną Lao New Age, to mamy zbyt zamknięte umysły aby cieszyć się w pełni jej brzemieniem. Jeżeli chodzi o piosenki podbarwione angielszczyzną to są to wszystkie "hity" polskich list przebojów dla nastolatków. Od Bibera do Paris Hilton poprzez muzyke pop dance i hity z Tajlandii.
Sama kuchnia laotańska jest bogata w ryby, warzywa, ryż, jajka oraz owoce morza oraz wpływy z Wietnamu czy Chin. Więkrzość potraw podawana jest na ostro lub z ostrymi sosami. Jednak wiadomość z ostatniej chwili!! Wczoraj zostaliśmy poczęstowani najpawdziwszą kaszanką!! Jedzienie przyrządzane jest na straganach dosłownie wszędzie. Na każdym kroku można natrafić na podobne, a jednak roche inaczej przyrządzane zupy, muszle, krewetki czy inne specjały. To co w Laosie na prawdę mi się podoba to niesamoita ilość drobnych i większych przekąsek. Jednak po dłuższym okresie człowiek ma ochotę na coś innego. Godne polecenia są dwa miejsca. Restauracja indyjska o nazwie Nazim. Sprawdziliśmy tylko część menu, ale to co jedliśy na prawde sprawia, że człowiekowie robi się lepiej na sercu. Nie jesteśmy zwolennikami częstego jadania fast-foodów jednak człowiek potrafi zatęskić. Tu wybawienie przechodzi z punktu gastronomicznego o nazwie "Hungry Burger". Sympatyczna Pani nie robiła problemów z własnym doborem ilości mięsa, bekonu czy sera, a otrzymana kanapka miała dobre 20 cm wysokości. Kolejnym punktem jest "BCF Beef" gdzie można zjeśc uczciwy kawałek wołowiny w sosie z zielonego pieprzu oraz świerze domowe frytki Z PRAWDZIWYCH ZIEMNIAKÓW!!!**
Samo miasto leży nad rzeką Mekong. Ta rzeka jest jednocześnie granicą z Tajlandią. A jak przedstawiają się relacje laotańczyków z krajami sąsiadującymi? Najlepiej przedstawi to tłumaczony dialog Łukasza z Nok.
Ł: a jak Wasze relacje z Tajlandią?
N: hmmmm......nie lubimy ich. Blokują u nas turystyke i mówią ,że jesteśmy wieśniakami. Będą mili dopóki masz pieniądze.
Ł: A jak z Wietnamem?
N: Nie lubimy ich po prostu. Przyjeżdżają tutaj , siedzą i nic nie robią.
Ł: A Kambodża? (z coraz większym rozbawieniem z głosie)
N: Trochę ich lubimy. Dziwi mnie tylko ich duma z kraju.
Ł: A jak Birma?
N: Nic o nich nie wiem. Oni sobie i my sobie.
Ł: To zostały Chiny. Jak z Chinami?
N: Nie lubimy ich. Oni są zarozumiali, zabrali nam ziemie i jeszcze produkują nasze pamiątki.
Długi wybóch śmiechu Michała i Łukasza.
Transport w stolicy.
Właściwie środki umożliwiające poruszanie się po mieście można podzielić na trzy kategorie. Skuter lub motor. To najszybsze i najtańszy sposób poruszania się po drogach. Tym bardziej jeżeli kierowcą jest nasza znajoma osoba, a sami możemy skupić się na oglądaniu przewijającego się krajobrazu. Jednak dwukołowce przegrywają z często padającymi deszczami oraz przepanującym kurzem i spalinami.
Tuk-tuk to trzy kołowy motor lub mały samochodzik z siedzieniami i zamontowanym daszkiem. Jest to dosyć dobra forma transportu, jednak kierowcy widząć białe twarze z iście disnejowską wyobraźnią dyktują ceny. Trzeba wyśmiewać cenę, targować się, odchodzić, łapać w tym samym czasie alternatywne środki transportu i może wtedy zbliżymy się do ceny prawdziwej. W naszej karierze za przejechanie tego samego odcinka słyszeliśmy ceny od 6 do 30zł.
W miarę pewnym i opłacalnym środkiem transportu są miejskie autobusy. Kosztują 1.80 zł ( za 15 km jazdy) jednak trzeba dojść z centrum do przystanku.
*jest to oczywiście ocena niesprawiedliwa i subiektywna.
**przepraszam za wstawkę o jedzeniu. Nie mogłem się powstrzymać.
Chyba zgubili drogę...
Producent biżuterii
Modlitwa rodziny Nok w przeddzień święta
Patouxay - łuk triumfalny
Na łuku
Ogród Buddy
Piekło
Izba przyjęć
Deser (ryż, banany i mleczko kokosowe) zawinięty w liście bananowca
Cukiernia
Przekąski wspominane przez Michała.
Rybacy