wtorek, 23 sierpnia 2011

Kambodża

 Nasza wizytę w Kambodży zaczęliśmy od przejścia granicznego w miejscowości Poipet. Samo przejście graniczne jest w opłakanym stanie. Przechodziliśmy już trochę granic ale na takiej jeszcze nie byliśmy. Granice trzeba przejść pieszo ponieważ żadne auta nie mogą przejeżdżać między tymi krajami.  Po stronie Tajskiej było widać odrobinę cywilizacji normalne pomieszczenie do sprawdzania paszportów, po stronie Kambodżańskiej strasznie wyglądający drewniano-murowany barak z drzewem rosnący po środku. Ulice były niesamowicie brudne nigdy nie sprzątane, masa błota i pyłu. Po przejściu granicy wsiedliśmy do autobusu wiozącego turystów za miasto gdzie jest centralny punkt rozsyłania ich dalej do hoteli już wcześniej zarezerwowanych. Osoba zajmująca się nami mówiła że to jedyne i ostatnie miejsce na wymianę tajskich bhatów na riele wiec wymieniliśmy na szczęście nie całą kasę. Tak czy inaczej zostaliśmy oszukani na 35 dolarów i na wizach też straciliśmy 40 dolarów przez przekonywującego tajskiego osobnika, który zapewniał, że wyrobienie wizy trwa czasami do 5 godzin a on załatwia w kwadrans w tej samej cenie. Mamy nauczkę na przyszłość. Na szczęście Poznana przez nas Kambodża jest niesamowitym miejscem i nie żałujemy tak mocno straconych pieniędzy.
Pierwszego dnia wypożyczyliśmy rower za dolara na cały dzień i zwiedzaliśmy Siem Reap. Miejscowi są bardzo mili i życzliwi nie to co w Tajlandii. Zwiedziliśmy kilka świątyń. Podczas zwiedzania mnisi sami nas zaczepiali i chcieli porozmawiać, wypytać skąd jesteśmy co zobaczymy itp. Na drugi dzień pojechaliśmy do Angkor. Zaczęliśmy od wschodu słońca nad Angkor Wat, ale żadnego wschodu nie było przez gęste chmury, dopiero w południe się rozpogodziło. Wszystkie świątynie robią niesamowite wrażenie. Wybudowane zostały pomiędzy X-XIV wiekiem do dzisiaj porażają swoim mistycyzmem i formą. Nasze zamki wypadają cienko.  Niektóre zdobienia  ścian  przejść zachowały się do dziś, choć niektóre części świątyń są rumowiskiem wielkich kamiennych bloków.  Wszystkie świątynie niezwykle pasują do krajobrazu, nie wyobrażam sobie innego miejsca gdzie mogły by powstać podobne  budowle. Nie da się tego oddać ani słowem ani zdjęciami, trzeba to zobaczyć samemu. Pierwszy raz sprawiła mi trudność oddania w fotografiach realnego kształtu i monumentalności tych  miejsc.  Panujący tu upały nie pozwalają o sobie zapomnieć w dzień bywa 35-45 stopni przy olbrzymiej wilgotności.
Ulice Siem Reap wypełnione są pełnymi uśmiechu lokalnymi mieszkańcami. Ich życzliwość nie wynika z chęci wepchnięcia ja kogoś towaru lub usługi. To również kraj wielu wyborów. Wczoraj mając 3 dolary zastanawialiśmy się możemy zrobić. Możliwości jest mnóstwo! Zaczynając od Happy Herb Pizza na kolację.  Można iść na dzban piwa do lokalnego pubu gdzie dostaje się Kambodżankę do towarzystwa, ale to nie jest towarzystwo zdrożne. Po prostu to są kobiety, które są w pewnym rodzaju Gejszami, którym zadaniem jest umilanie czasu ludziom spożywającym produkty z baru. Taka Kambodżanka ni w ząb umie angielski wiec tylko się uśmiecha i namawia do większego spożycia.  W Polsce było kiedyś podobnie. (Michał żałuje, że te dobre czasy bezpowrotnie minęły) Kolejną opcją na  wydanie swoich 3 dolarów to 60 minutowy masaż khmerski całego ciała w jednym z lokalnych salonów Spa. Można również kupić 3 paczki papierosów Marlboro, 6 piw w sklepie, 2 t-shirty na nocnym targowisku albo oryginalną khmerską chustę, aha no i obiad dla dwóch osób.
Dzisiaj idziemy na przedstawienie Khmerskiego Tańca gdzie jest szwedzki bufet i masa lokalnych potraw w cenie przedstawienia.

Jutro rano wracamy do Bangkoku na jedną noc i na drygi dzień wyruszamy do Ayutthaya (Ajutaja) zostaniemy tam jeden dzień  i złapiemy nocny pociąg do Chiang Mai.







 Wskakujące dzieciaki z mostu do wody

 23 letni mnich - przyszły nauczyciel angielskiego 


Ulice widziane z rowerowej przejażdżki 

 Łowienie ryb

Farma krokodyli



 Nocne obdzieranie kaczek


 Angkor Wat o pseudo wschodzie

 Zachodnia brama Angkor Wat i balon

 Apsary kobiety boginie



 Południowa brama Bajonu

 Bajon


 Michał - kambodżańska rusałka przemykająca cichcem przez knieje. 

 Nie pamiętam,  która to świątynia

Podczas obrżedu

 Robotnicy odnawiający światynie

 Majster - lać czy nie lać betonu?









2 komentarze:

  1. Michałku, trzymam mocno kciuki za powodzenie Waszej misji i czekam na świeże relacje. Dla mnie Kambodża jest tak samo egzotyczna jak Mongolia. Buziaki. Viola S.

    OdpowiedzUsuń
  2. Działos, jesteś najpiękniejszą rusałką jaką kiedykolwiek widziałam :D!
    Zazdroszczę Wam nieziemsko i trzymam kciuki za całą podróż, obyście doświadczali tylko życzliwości i serdeczności :*
    Tusia

    OdpowiedzUsuń