sobota, 20 sierpnia 2011

One night in Bangkok


Wczoraj byliśmy cały dzień w Bangkoku po zamieszczeniu poprzedniego posta ruszyliśmy na nocne zwiedzanie stolicy. Zaczęliśmy od China Town. Dojechaliśmy tam z hotelu po dwóch przystankach autobusem miejskim. Pierwszy raz musieliśmy aż tak garbić się w autobusie, no tak czy inaczej było bardzo tanio 30 gr za trasę. W china town poszliśmy na owoce morza serwowane od razu z chodnika tzn. ulicznej knajpki, je sie na ulicy w prowizorycznych stolikach, jest tłoczno, gorąco i naprawdę smacznie! Michał zamówił kalmary w sosie chilly i było za chilly dla niego płakał jak dziecko. Za każdym kęsem wykręcało go okrutnie. Ja zjadłem krewetki również w sosie chilly ale były łagodniejsze. Na przystawkę wzięliśmy ostrygi naprawdę duże. Zaraz obok nas siedziała para z Włoch. Kolację umilała nam rozmowa z Philipe i Fabrycjo. Po kolacji pojechaliśmy wspólnie na nocny targ do dzielnicy gdzie znajduje się dosłownie wszystko. Przebijaliśmy się przez zatłoczone straganiki mijając krocie produktów wszystkich liczących się marek na świecie. Nie tylko tony towarów znajdywały się w tym miejscu, również lokalna prostytucja ma swoje zagłębie. Pomiędzy straganikami stali Tajowie z cennikami usług seksualnych. Na listach można było znaleźć dosłownie wszystko. Byliśmy poirytowani ich nachalnością. Sami nie będziemy tego oceniać zostawimy to wam. Przed mnóstwem klubów stoją młode dziewczyny w bikini, pewnie większość nie ma ukończone 17 lat. Nawoływały obcokrajowców do wejścia. Nie rzadko widzieliśmy 40 letniego zachodniego turyste z młodymi Tajkami. Normalne na ulicach Bangkoku są również Lady Boy, którzy wchodzili do hotelów z młodymi europejczykami (Michał konieczne chce dodać, że to byli głownie Niemcy!) Powodem dla którego w Tajlandii na każdym kroku można spotkać domy publiczne była fala amerykańskich żołnierzy przebywających na wakacjach podczas wojny wietnamskiej. W 2006 roku ponad 70 % prostytutek było zarażone AIDS.


Dzisiaj jesteśmy w Siem Reap, Kambodża. Dotarliśmy po 9 godzinach podróży i nerwach związanych z wizom, która kosztuje 20 dolarów, a my daliśmy się zwieść naszemu przewodnikowi i zapłaciliśmy 40 $.  To co najmniej nam się podoba w całej podróży to ludzie, którzy na każdym kroku chcą na tobie zarobić maksymalnie jak się da.  Po przekroczeniu granicy jeszcze nigdy nie widzieliśmy takiej biedy. Relacja i zdjęcia niebawem. W planach mamy zwiedzanie rowerem Angkor.

Na koniec dowcip z podróży.
W przewodniku po Kambodży jest mały słownik przeglądając go natrafiliśmy na zdania jedno pod drugim:
Czy masz… - Nei –ak mi-juan…
Papier toaletowy – grou-d ah-ne-mai
Tymi słowami doprowadziliśmy naszego kierowy do łez ze śmiechu. ;)















Lady boy







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz