Dolecieliśmy do Bangkoku dziś po południu lokalnego czasu (8.00 rano w Polsce). Lot był przyjemny i bezproblemowy. No, z wyjątkiem dwóch dość dużych turbulencji i wolnego, kilkusekundowego spadku. Czuliśmy się jak na kolejce górskiej. Po za tymi ekscesami nic więcej nas nie spotkało. Po wylądowaniu okazało się, że jednak nie potrzebujemy wiz wjazdowych, co oznacza 20 dolarów na osobę w kieszeni. Po wyjściu z lotniska złapaliśmy pociąg do centrum. Wsiedliśmy, w sumie mało orientując się gdzie jesteśmy, ale po chwili i rozmowie z przyjaznym Tajem ruszyliśmy Tuk Tukiem (motorynka-ryksza – postaram się jeszcze zrobić jej zdjęcia) do agencji turystycznej, w której należy zarezerwować hotel i dopiero udać się na miejsce odpoczynku. Zdziwiła nas ta biurokracja, ale na dobre wyszło, bo trafiliśmy do miejsca gdzie od razu zorganizowaliśmy sobie całą podróż i pobyt w Tajlandii. Nasz plan na kolejne dni wygląda następująco. Jutro zwiedzamy Bangkok, pojutrze jedziemy na kilka dni do Kambodży, a dokładniej do Siem Rep gdzie będziemy zwiedzać kompleks świątyń Angkor. Po powrocie zamierzamy zwiedzać Tajlandię i zmierzać ku Laosowi, celu całej podróży.
Bangkok sam w sobie jest niesamowity! Ma w sobie magię... Dużo ludzi, tłoczno, ale inaczej niż gdziekolwiek. Po wyjściu z samolotu od razu było czuć tę fascynację, może to przez rozpoczynająca się całą podróż? Nie wiem. Wiem, że pierwsza noc w tym mieście będzie ekscytująca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz